Oglądanie azjatyckich dram, głównie koreańskich, tajwańskich i japońskich to dla mnie idealny reset po męczącym dniu. I co tu dużo gadać, obecnie to już uzależnienie trwające 10 lat. Piękna rocznica! Azjatyckie seriale na stałe wpisały się już w plan mojego dnia. Siadam sobie wieczorem przed laptopem i przenoszę się w zupełnie inny świat. Niestety w swym zamiłowaniu tkwię sama. Moja bardziej męska połowa ma ciekawsze rzeczy do oglądania, chociaż czasami da się na coś namówić. Jego zainteresowanie kończy się jednak po kilku odcinkach. Wśród moich znajomych mam tylko jedną koleżankę, która ogląda tak jak ja dramy, ale ona jest tak zapracowana, że robi to coraz rzadziej. Moja siostra czasem coś tam obejrzy, ale tak bez przekonania i chyba nigdy do końca, więc podyskutować z nią nie mam jak. Za to inna, bardzo bliska koleżanka, mimo mojego gorącego namawiania broni się przed tym nogami i rękami odmawiając udziału w jakimkolwiek seansie.
Dlaczego powstał ten blog?
Regularnie oglądając dramy często znajduję jakieś interesujące rzeczy jak np. fajną muzykę, ciekawe wnętrza, niesamowitą modę czy smakowite jedzenie. W życiu prywatnym nie mam z kim się podzielić moimi znaleziskami, dlatego powstał ten blog.
Chciałabym również znaleźć takich jak ja fanów i pogadać sobie z nimi o dramach, a także o wszystkim, co ich dotyczy (o aktorach, muzyce, żarciu, ciuchach oraz innych takich duperelach). Powymieniać się spostrzeżeniami, ponarzekać na dziwne zakończenia dram, albo polecić sobie coś fajnego. Mam także taką cichą nadzieję, że uda się takich niedowiarków jak moja koleżanka przeciągnąć na jasną stronę mocy i przekonać, że oglądając azjatyckie seriale i filmy też można się świetnie bawić.
Nie będę bawić się w opasłe recenzje, bo się na tym nie znam i najzwyczajniej brak mi talentu. Żadna ze mnie pisarka czy recenzentka. Pozostanę przy krótkim opisie i moich osobistych wrażeniach, które mam nadzieję zaciekawią i skłonią do obejrzenia danego tytułu chociaż kilka osób. Mam nadzieję, że uda mi się również zamieścić kilka fajnych przepisów jakiegoś japońskiego lub koreańskiego jedzenia, na punkcie którego mam obsesję już od jakiegoś czasu.
Jak to się zaczęło u mnie?
Można śmiało powiedzieć, że wszystko zaczęło się od anime, którym zainteresowałam się pod koniec podstawówki. Dramami zaraził mnie nasz bliski przyjaciel (też fan anime), ale było to dużo później, dopiero po skończeniu studiów. Japońskie seriale to takie live action anime, więc byłam gotowa zobaczyć, z czym to się je. Do dziś pamiętam tytuł, który został podrzucony mi na początek- „Kabe onna yama onna”. Szału nie było, ale ziarno ciekawości zostało zasiane. Pierwsze WOOOOOW przyszło wraz z następnym serialem, kultowym „Hana Yori Dango”. Wtedy przeżyłam swój pierwszy dramowy maraton i pierwszy dramowy głód wołający „Dajcie mi tego więcej!!!”. Potem to już oglądałam niemal wszystko, co mi wpadło w ręce, ale były to głównie japońskie produkcje. Dopiero kilka lat temu odkryłam urok koreańskich seriali, a całkiem niedawno także tych tajwańskich. Teraz to żyć bez nich nie mogę. Tajwańskie dramy to takie odpowiedniki seriali brazylijskich (jednak dużo krótsze), troszkę zbyt emocjonalnie zagrane, ale niesamowicie wciągające. Niestety kiepsko zrealizowane technicznie, zwłaszcza dźwięk w nich kuleje. Koreańskie, są chyba najlepiej zrealizowane pod względem technicznym i aktorskim. Zdarzają się też bardzo oryginalne scenariusze.
Co mi dały dramy?
Nie przesadzę chyba ze stwierdzeniem, że dramy zmieniły moje życie. Może nie diametralnie, ale znacząco. Wiele dań japońskich czy też koreańskich zagościło na stałe w moim domu (w lodówce zawsze mam kimchi, czasem to już takie bardzo dojrzałe). Słucham innej muzyki (moje ostatnie odkrycie Glen Check, Clazziquai czy Neon Bunny), dużo czytam o kulturze i zachowaniach społecznych w krajach azjatyckich, ćwiczę mózg zawzięcie próbując nauczyć się języka koreańskiego (chociaż tych nieszczęsnych podstaw) i cierpliwie szlifuję język angielski oglądając dramy z angielskimi napisami. A teraz mam nadzieję na poznanie wielu ludzi podzielających moje zainteresowania, którzy są w stanie zrozumieć ten stan dramowej euforii lub załamania po niesatysfakcjonującym zakończeniu.
Normalnie jakbym siebie słyszała. W tym że oglądam dopiero od roku i ciągle słyszę pytanie kiedy Ci to przejdzie?
Życie fana azjatyckich dram nie jest łatwe. Chociaż mam wrażenie, że z roku na rok coraz więcej ludzi zasila szeregi takich fanów jak my. Jest nadzieja w polskim narodzie:)
Cześć!
Trafiłam tu kilka dni temu i w wolnych chwilach bardzo chętnie przeglądam zawartość. Stworzyłaś ciekawą przestrzeń dla miłośników azjatyckiej kultury. Masz przyjemny styl pisania, a blog jest estetyczny i zachęcający do odwiedzania 🙂
Moja przygoda z k-dramami zaczęła się niedawno – ok. 2,5 mies. i hmm…no trochę wpadłam. Ku zaskoczeniu mojemu i innych 😉 Na razie mam na koncie dziewięć, ale wiem, że będzie więcej. Choć dopiero zaczynam, wydaje mi się, że trochę mogę już na ich temat powiedzieć. Podobnie jak Ty, w moim otoczeniu raczej nie znajdę osób, z którymi będę mogła dyskutować i wymieniać się wrażeniami. Co prawda jedna koleżanka oglądała jedną k-dramę na długo przede mną, a inną do jednej zachęciłam i nawet później jeszcze znalazła sobie jakiś film, ale wiem, że to raczej pojedyncze historie :).
Jeśli nie miałabyś nic przeciwko przejściu na korespondencję prywatną, to chętnie podzielę się jeszcze kilkoma spostrzeżeniami co do bloga, ale też dram. 🙂 Miałabym też jakieś pytania a propos Twej wizji tego miejsca i aspektów technicznych. Mój adres @ dla Ciebie, jako autorki, chyba powinien być widoczny? Jeśli tak i miałabyś ochotę, odezwij się do mnie tam.
Pozdrawiam ciepło!
Miło mi, że tu trafiłaś i Ci się podoba. Azjatyckie dramy są uzależniające. Przeszłam drogę od japońskich przez koreańskie a teraz chińskie. Chętnie polecę Ci coś z tego ogromnego azjatyckiego talerza. Postaram się napisać maila, ale zawsze możesz pisać na massangerze. Zachęcam Cię do dołączenia do grup poświęconych azjatyckim dramom na FB. Tam jest mnóstwo takich osób jak my i można wielu ciekawych rzeczy się dowiedzieć.