Od dłuższego czasu oglądam więcej chińskich dram niż koreańskich. Koreańskie schematy już mnie zmęczyły, ale czasem trafia się taka cudowna drama, ukryty klejnot, której nie potrafię się oprzeć. Drama „Twinkling Watermelon” nie zapowiadała się tak fajnie przez 2 pierwsze odcinki. Kluczem do niesamowitego uroku tej dramy jest para głównych bohaterów – syn i ojciec, którzy są w tym samym wieku. Brzmi tajemniczo? Oczywiście, bo to historia z podróżą w czasie.
O czym jest ta drama?
18-letni Eun Gyeol jest idealny pod każdym względem- inteligentny, opiekuńczy, zaradny i zdyscyplinowany. Jego rodzice i straszy brat są głuchoniemi i już od małego Eun Gyeol jest dla nich jedynym łącznikiem ze światem zewnętrznym. Wydaje się, że jest to dla niego naturalne, ale chłopak powoli zaczyna czuć ogromny ciężar oczekiwań jego rodziny wobec jego osoby. Eun Gyeol ma pasję, o której nikt nie wie – muzykę. Pewnego dnia, po kłótni z ojcem, trafia do dziwnego sklepu muzycznego. Po wyjściu na ulicę, okazuje się, że cofnął się w czasie do lat młodości swoich rodziców.
Po dwóch pierwszych odcinkach drama była sympatyczna, ale kontynuowałam ją głównie ze względu na Ryeoun’a i Choi Hyun Chan’a, których polubiłam w innych produkcjach. Bardzo się cieszę, że nie zrezygnowałam z tej historii, bo pojawił się dodatkowy twist w fabule. Ktoś kto wpadł na pomysł, aby połączyć tych dwóch aktorów, jest geniuszem. Ta dwójka jest rewelacyjna. Czekam na ich wspólne sceny z niecierpliwością. To jeden z lepszych bromansów jakie widziałam. Oczywiście w historii pojawiają się też dwie dziewczyny, ale szczerze mówiąc one nie zapewniają nawet w połowie takiego show jaki robią chłopaki. Warto to zobaczyć przede wszystkim dla nich.
Póki co ciężko przewidzieć jak historia się potoczy, jak bardzo Eun Gyeol namiesza w przeszłości i czy bez problemu wróci do swoich czasów. Podejrzewam, że wszystko skończy się dobrze, ale ciekawa jestem tego procesu.