Dramy Recenzje

„The Last Immortal” – Nie da się oszukać przeznaczenia i miłości”

O czym jest ta drama?

Yuan Qi jest synen dwójki prawdziwych bogów. Wychowywał się praktycznie bez rodziców. Jako młody chłopak został wysłany na szkolenie do Daze Mountain. Wtedy przybrał imię Gu Jin. Podczas uroczystości narodzin Feng Yin, nowej królowej Feników, dochodzi do nieszczęśliwego wypadku spowodowanego pośrednio przez Gu Jin’a. W jego wyniku nieśmiertelny duch Feng Yi rozbił się na 6 cząstek. Gu Jin postanowił, że odnajdzie je wszystkie i przywróci życie młodego Feniksa. Pomaga mu w tym A Yin, magiczne stworzenie, które przybrało ludzką postać dziewczyny dzięki opiece Gu Jin’a.  Z początku łączy ich burzliwy związek sługi i pana, ale z czasem zaczynają się do siebie zbliżać, polegać na sobie i ufać.

W całym swoim dramowym życiu widziałam 3 całe chińskie xianxia i ta podobała mi się najbardziej. Nie ukrywam, że to nie jest mój gatunek, za dużo tu tych dziwnych zasad odradzania, kultywowania i wskakiwania na wyższy level. Nie ukrywam, nie ogarniam tego. Dramę „The Last Immortal” zaczęłam głównie dla aktorów i nie zawiedli mnie. Lusi kocham prawie w każdej roli, więc wiedziałam, że mnie nie zawiedzie, a Wang Anyu totalnie mnie w sobie rozkochał. Już wcześniej przykuł moją uwagę, ale tutaj skradł moje serce.

To nie była jakaś wybitnie oryginalna historia, ale miała wszystko to co trzeba. Efekty były wystarczające, kostiumy piękne a muzyka zadowalająca. Polubiłam wszystkie 4 główne postacie. Księżniczka Orłów była świetna. Piękna, mądra, odważna lojalna i empatyczna. Lis (Hong Yi) to taki trochę nadpobudliwy niewyżyty nastolatek, któremu buzują hormony i powinien niebiosom dziękować, że na swojej drodze spotkał Yan Shuang. Głowna para też nie zawiodła. Postać Lusi to wiadomo, że świetna (w obu odsłonach), ale to postać Gu Jin’a najbardziej mnie urzekła. Na początku to był takim mało ambitnym nieśmiertelnym, który skrywał tajemnicę swojego prawdziwego pochodzenia. Z czasem pięknie wydoroślał i nie stracił przy tym nic ze swej dobroci. Jasne, dokonał paru kiepskich wyborów, ale chciał dobrze. Wang Anyu w tej roli był rewelacyjny. Rzadko się zdarza, aby aktor tak ładnie płakał. Razem z Zhao Lusi (królową łez) stworzyli niesamowitą chemię. Z przyjemnością się na nich patrzyło. Relacja ich postaci było dość skomplikowana. Oboje mieli ukryte tożsamości, które sprawiały im ogromne problemy na drodze do szczęścia.

Bardzo ciekawą postacią okazała się Hua Shu (Księżniczka Pawi), ponieważ wychodziła poza czarno-biały schemat. Uważam, że to najbardziej tragiczna postać tej dramy. Momentami chciałam nią potrząsnąć, wrzucić do lochów i ukarać batami, ale były i takie momenty, że chciałam ją tak po ludzku przytulić.

Dobrze bawiłam się na tej dramie. Był śmiech, były łzy i satysfakcjonujące mnie zakończenie. Polecam ją przede wszystkim osobą, które dopiero zaczynają swoją przygodę z tym gatunkiem chińskich dram.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *