Kilka miesięcy temu poproszono mnie o pomoc w promocji debiutu literackiego Małgorzaty Stefanik (znanej jako Gosiarella) o tajemniczym tytule „Gildia Zabójców”. Ten kto czytał moją recenzję (tutaj możecie przeczytać) ten wie, że książka bardzo mi się podobała i z niecierpliwością czekałam na jej kontynuację. W końcu nadszedł ten cudowny dzień. Miałam już okazję przeczytać „Dzieci Gildii” i jestem pod wrażeniem. Cieszę, że mogę choć trochę pomóc w promocji młodych polskich autorów, zwłaszcza kiedy ich twórczość jest naprawdę dobra.
Nie wiedziałam czego się spodziewać po drugiej części. Niestety bardzo często kontynuacje różnych powieści nie należą do udanych. W tym przypadku było wręcz odwrotnie. Kiedy dostałam „Dzeci Gildii”, nie wiedziałam czy znajdę czas na przeczytanie. Ostatnio bazuję głównie na audibookach, aby efektywnie wykorzystać czas, ale wiedziałam, że recenzja sama się nie napiszę i czas musi się znaleźć. Książkę połknęłam w dwa wieczory (383 strony). Nie mogłam się od niej oderwać, co ostatnio coraz rzadziej mi się zdarza. Śmiało mogę powiedzieć, że druga część jest jeszcze lepsza. W pierwszej części czuć było, że to debiut (z resztą bardzo dobry), bywało chaotycznie, ale druga część to prawdziwe literackie „mięso”. Jest więcej zabijania, więcej akcji i więcej tajemnic. Pojawiają się zarówno znani nam bohaterowie z pierwszej części, jak i kilkoro nowych.
Główna akcja toczy się tym razem w USA. Alyssa ma nowe ważne zadanie, po którym chce się wybrać na zasłużony urlop, by ogarnąć cały bałagan, który zrobił się po pojawieniu Dominika. Do wyeliminowania ma sporą grupkę osób, więc pomaga jej w tym przyjaciółka z amerykańskiej gildii, Olimpia. Retrospekcje w drugiej części dotyczą głównie dzieciństwa młodych następców światowych gildii. Poznajemy młodą Alyssę, Kitsune, Ryu i Olmpię. Początki ich znajomości nie należą do udanych. Młodzież walczy ze sobą, ale również dociera się na swój własny wyjątkowy sposób. Już wtedy między Alyssą a Kitsunę pojawia się wyjątkowa relacja. Dzięki tym wspomnieniom, czytelnik może poznać jak każda z gildii funkcjonuje i jak inaczej podchodzi do szkolenia swoich członków. Każda z filii tej tajemniczej organizacji ma indywidualne prawa i różne sposoby na kształtowanie skutecznych zabójców.
Po kolejnej części przygód Alyssy, utwierdziłam się w przekonaniu, że to wyjątkowa dziewczyna. Rzadko się zdarza, aby główna kobieca bohaterka była uwikłana w tak wiele męsko-damskich relacji naraz (nie zawsze romantycznych) i jakoś nad tym wszystkim panowała bez zbędnych dramatów. Uwielbiam jej związki z mężczyznami w tej książce, bo w żadnym z nich nie jest uległa. To ona dyktuje warunki relacji. Nawet jeśli inni mężczyźni są jej słabościami (jak Oliwier), to kiedy im coś zagraża ona odnajduje w sobie niesamowite pokłady siły do działania. Równocześnie nie daje im wleźć sobie na głowę. Wydaje mi się , że najsłabsza jest tylko w konfrontacji z Kitsune, ale żeby odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego, musimy poznać historię ich związku.
Miałam niewielki problem z Dominikiem i jego wątkiem. Po pierwsze, wciąż niewiele o nim wiemy i o jego przeszłości. A po drugie, to trochę przeszkadzało mi to, że Alyssa do tego swojego brata tak normalnie podchodziła i mu pomagała, wiedząc co zrobił z jej najbliższymi. Oglądanie azjatyckich dram nauczyło mnie jednak wyłączać momentami logiczne myślenie, więc i z tym sobie poradziłam. W takich sytuacjach trzeba pozwolić dać się ponieść fabule i czerpać z tego wyłącznie radość.
Cieszę się jak potoczył się wątek Jaydena. Bałam się trochę jak autorka to wszystko ogarnie nie ocierając się o romantyczny kicz, ale wyszło dobrze. W pierwszym tomie nie mogłam się zdecydować, ale pod koniec tomu drugiego wiedziałam już, że jestem w drużynie Kitsune. Ta chemią między nim a Alyssą nie potrzebuje słów. Ciekawa jestem zapowiadanego przez autorkę prequelu, w którym poznamy ich tajemniczą i zakręconą relację. Zapowiada się gorący romans.
A teraz bardzo krótkie podsumowanie „Dzieci Gildii”. Znacie to uczucie, kiedy chcecie zamordować autora za niespodziewane zakończenie jego książki? To jest właśnie ten przypadek. Zakończenie drugiego tomu pozostawia czytelnika wrzeszczącego w przestrzeń „To już koniec????Dlaczego??Jak ona mogła tak to zostawić???” Jeśli myśleliście, że czekanie na drugi tom to była męka, to zobaczycie co to znaczy prawdziwa tortura po zakończeniu tomu drugiego. Ta część pootwierała jeszcze więcej wątków, zakończenie zawiesza fabułę w próżni, a czytelnikowi pozostaje tylko czekać. Tym oto optymistycznym zakończeniem zachęcam wszystkich do przeczytania „Dzieci Gildii”. Myślę, że się nie zawiedziecie.